sobota, 5 listopada 2011

a jednak...

...udało się!
Pierwsze frywolitki w moim wydaniu (poniżej czarny komplet) powstały w pociągu relacji Szczecin-Kraków. Biorąc pod uwagę fakt, iż zajęło mi to niemal całą podróż, łatwo określić czas, jaki trzeba poświęcić na stworzenie tych małych cudek.








Następne (różowe kolczyki) powstały już nieco szybciej, ale wykonanie ich wymagało w dalszym ciągu niemal tyle samo cierpliwości z mojej strony, co za pierwszym razem... 
Tę technikę polecam dla ludzi szczególnie opanowanych ;) Jednak być może w następną długą podróż PKP też zabiorę ze sobą czółenko i kordonek, bo to na pewno dobry sposób na spędzenie zbędnego czasu.





1 komentarz:

  1. To raczej technika pomagająca się odprężyć tym, którzy inaczej nie potrafią nad sobą zapanować ;)
    Wiem z autopsji...
    Piękne te twoje dzieła frywolitkowe!

    OdpowiedzUsuń